niedziela, 13 listopada 2011

a upadek był wielki

Dzisiaj koleżanka zaprosiła mnie na koncert, który odbywał się w sali kongresowej na koncert Maciej Maleńczuk z zespołem Psychodancing. Bardzo miło w towarzystwie Iwonki spędziłam ten wieczór. Koncert sam sobie średni, te piosenki, które można usłyszeć w radiu to ok, reszta mocno średnia, całość ratował fajnie grający zespół. Maleńczuk, dla mnie, trochę za mocno udający (chciałam napisać "Elvisa") kogoś innego. Niemniej jednak cieszę się z przeuroczego wieczoru, jestem wdzięczna za zaproszenie.

Wieczór zapowiadał się niesamowicie już od samego początku.

Wsiadam do mojego samochodu, a on nie zamierza się ruszyć. No już fajnie... Pożyczyłam samochód od rodziców i jakoś dojechałam. Później koncert i powrót do domu. Już dochodziłam do samochodu, zostało mi jakieś 15 m i leżę na ziemi, jak długa. Moje buty poszły sobie na spacer, każdy w inną stronę. Wiem, wiem, już dawno zauważyłam, że nie do końca mogę już chodzić w butach na tak wysokich obcasach, wiem, pójście na koncert to było proszenie się. No co poradzić, że kocham buty na bardzo wysokich obcasach, tak już mam i kropka. Myślałam, miałam nadzieję, że mój jestem w stanie oszukać mój organizm, moje nogi. Do pracy chodzę w butach na płaskim obcasie, więc miałam nadzieję, że raz od wielkiego dzwonu, mogę sobie pozwolić na taką ekstrawagancję, jak buty na wysokim obcasie. No nic, jednak chyba już nie. Tylko butów szkoda, bo się mocno podrapały.

Suma strat to: podrapane buty, stłuczone i zdarte kolano, bolące biodro, nie licząc strat na moim ego (wyłożyć się jak długa w środku Warszawy) - bilans chyba całkiem niezły. Nawet nie podarły mi się rajstopy na obdartym kolanie. Powiedzmy nieźle.

Drobne wyjaśnienia. Do prowadzenia samochodu miałam buty na płaskim obcasie, choć te, w których byłam na koncercie, są na tyle wygodne, że też kiedyś w nich prowadziłam samochód.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz