wtorek, 1 grudnia 2009

szok

I znowu "bawiłam się" w szokowanie ludzi.
Dzisiaj o mojej chorobie powiedziałam mojemu kierownikowi i jego zastępcy. Stwierdziłam, że chciałabym, żeby dowiedzieli się o tym ode mnie.
Kolega z pracy, za to, zapytał się czemu teraz im to mówię (pracujemy razem już ponad rok, "a po nie widać, żebym była chora"). Odpowiedź jest prosta bo chcę zacząć zbierać pieniądze na leczenie i żeby móc uzbierać choć trochę pieniędzy do października muszę już zacząć.

Moja mama za to stwierdziła, że wychodzę z cienia. Może ma rację.

PS
Wyjaśnienia dotyczące tajemniczego października - do października 2010 roku mam finansowane leki z NFZ. I niestety koniec, bo już dwa lata brałam leki, przedłużyli mi o kolejny rok właśnie do października. I jak to kto dziś stwierdził, dalej ich nie obchodzi co się będzie z delikwentem działo.
Jak to ostatnio mój neurolog stwierdził, że po zakończeniu tej kuracji ludzie czują się dobrze, ale gdyby coś się działo to są inne dobre programy, więc nie ma problemu. No właśnie w tym problem, że nie chcę dopuścić, aby było gorzej. Czemu chorzy nie mogą wybierać, że chcą przyjmować leki, albo nie? Czemu jesteśmy skazani na bycie "tymi szczęśliwcami", którzy załapali się na leczenie nowoczesnymi lekami (przy założeniu, że w ogóle załapali się), a później róbcie sobie sami co chcecie? Chciałabym móc wybrać i samej zadecydować (z udziałem mojego neurologa) biorę lub nie biorę leków, bo uważam, że działają albo nie działają. A nie nie biorę leków, które może zadziałają, bo mnie na nie nie stać.

To wyjaśnienie stało się dłuższe niż sama notka - bywa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz